Rafał Sonik został ojcem w wieku 50 lat. Teraz ujawnił, jaką ma relację z synem

W najnowszym odcinku podcastu „Radiowóz” w RMF FM Karolina Pańczyk i Przemek Kubera zaprosili do rozmowy Rafała Sonika – jednego z najbardziej utytułowanych polskich rajdowców, przedsiębiorcę i filantropa.
Rafał Sonik, fot. Marcin Obara/PAP/instagram.com/rafalsonik

Rafał Sonik nie ukrywa, że jego ciało to dziś swoista „konstrukcja hybrydowa”. – Mam w sobie około 50 śrub, 10 blach, tytanowe kolana i nadgarstek – wylicza z uśmiechem. – To efekt lat ścigania, upadków i powrotów na trasę. Tytanowe implanty pozwoliły mu wrócić do sportu na najwyższym poziomie, choć – jak sam przyznaje – nigdy nie będą tak sprawne jak zdrowe stawy. Mimo to, po operacji w 2018 roku, już rok później zdobył kolejny tytuł mistrza świata.

Rodzina na pierwszym miejscu. Syn zmienia perspektywę

Jednym z najbardziej poruszających wątków rozmowy była opowieść o ojcostwie i relacji z synem. Sonik został ojcem w wieku 50 lat – jak sam mówi, dojrzałym, świadomym i bardzo zaangażowanym.

Mój pierwszy biologiczny syn urodził się, kiedy miałem 50 lat i miesiąc. To był przełom w moim życiu.

– przyznaje.

Decyzja o przerwie w startach w rajdach była podyktowana właśnie rodziną. – Kiedy Gniewko miał pięć lat, zrozumiałem, że najbliższe lata muszę poświęcić jemu. Nie wyobrażałem sobie, by powiedzieć: „Synku, tata wyjeżdża na miesiąc na Dakar”. Chciałem być obecny w jego życiu, wspierać rozwój, być na co dzień – tłumaczy.

Dziś, gdy syn jest starszy, sam zaczyna rozumieć i doceniać sportową pasję ojca.

Od dwóch lat Gniewko mówi: „Tata, wracaj na rajdy i przywieź puchar”. To dla mnie ogromnie wzruszające. Rozmawiałem nawet z psychologiem dziecięcym, który wyjaśnił mi, że dla dziecka najważniejsze są wspólne przeżycia, wspólna historia. On chce być częścią mojego świata, nie tylko widzem.

– opowiada Sonik.

To właśnie syn stał się motywacją do rozważenia powrotu na rajdowe trasy. – Gniewko chce, byśmy razem trenowali, startowali, przeżywali sukcesy i porażki. To już nie jest tylko moja historia, to nasza wspólna opowieść. Chciałbym, żebyśmy razem mogli przeżyć sportowe emocje, by to była nasza wspólna historia, a nie tylko wspomnienie z telewizji – podkreśla.

Sonik nie ukrywa, że ojcostwo zmieniło jego podejście do ryzyka i priorytetów. – Dziś, kiedy myślę o powrocie do rajdów, najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo i świadomość, że rodzina jest na pierwszym miejscu. Każda chwila z synem to dla mnie źródło ogromnej radości i motywacji – mówi.

Rajdy, które uczą pokory

Sonik podkreśla, że sport motorowy to nie tylko adrenalina i sukcesy, ale także ryzyko i nieprzewidywalność. 

Widziałem śmiertelne wypadki, sam byłem o włos od amputacji ręki po zderzeniu z motocyklistą jadącym pod prąd.

– wspomina. – W rajdach, podobnie jak w życiu, nie wszystko zależy od nas. Czasem decyduje przypadek, błąd w roadbooku, czy nieprzewidziana przeszkoda na trasie.

Doświadczenie i dojrzałość sprawiają, że dziś Sonik większą wagę przywiązuje do bezpieczeństwa. – Jestem ambasadorem zasady „kask na wszystko” – mówi. – Niezależnie, czy to quad, rower czy hulajnoga, kask może uratować życie.

Filantropia – trzeci filar życia

Dla Sonika pomaganie innym to nie tylko obowiązek, ale i przywilej. – Jesteś wart tyle, ile dajesz innym – podkreśla. Od lat angażuje się w akcje charytatywne, szczególnie na rzecz dzieci i ochrony przyrody.

Pomaganie to nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim czas, uwaga i zaangażowanie.

– mówi.

Wspomina m.in. symboliczną wyprawę maluchem na Monte Cassino, zorganizowaną, by uczcić pamięć polskich żołnierzy i wesprzeć dzieci – ofiary wypadków drogowych. – To był wysiłek, który miał sens, bo łączył pamięć, edukację i realną pomoc.

Na zakończenie rozmowy Sonik podsumowuje: – Prawdziwe pomaganie polega na dawaniu uczciwego wysiłku, nie oczekując wdzięczności. Wdzięczność to to, co widzimy we własnym lustrze.

Czytaj dalej: