To stało się na 4 dni przed śmiercią Kołaczkowskiej. Niezwykłe wyznanie siostry

Joanna Kołaczkowska odeszła w połowie lipca, pozostawiając ogromną pustkę na polskiej scenie kabaretowej i w sercach Polaków. Dziś, ponad dwa miesiące po jej śmierci, najbliżsi artystki opowiedzieli o jej ostatnich chwilach. „W jej odchodzeniu nie było smutku, płaczu ani rozpaczy. Było coś innego: śmiech, ciepło, rozmowy, wygłupy” – wspominają. Siostra artystki wyznała też, że miała miejsce niewyjaśniona sytuacja, którą nazwała „spotkaniem na granicy światów”.
Joanna Kołaczkowska, fot. PAP/Łukasz Gągulski

Bliscy wspominają ostatnie chwile Kołaczkowskiej

Joanna Kołaczkowska, uwielbiana przez widzów artystka kabaretowa, zmarła 17 lipca 2025 roku w wieku 59 lat po walce z nowotworem. Jej odejście wstrząsnęło środowiskiem artystycznym i fanami w całej Polsce. Przez lata bawiła publiczność do łez, a jej charakterystyczny styl i niepowtarzalny humor na stałe zapisały się w historii polskiego kabaretu. Kilka tygodni po jej śmierci, bliscy Kołaczkowskiej zdecydowali się na poruszające wyznania. W rozmowie z „Twoim Stylem” podzielili się swoimi wspomnieniami.

Diagnoza – bez dramatyzmu, z łagodnością

Siostra Joanny, Agnieszka Kamys, wróciła pamięcią do dnia, w którym aktorka dowiedziała się, że ma glejaka. „Kiedy zadzwoniła i powiedziała, że zna wyniki, jej głos nie miał w sobie ani krztyny dramatyzmu. Mówiła spokojnie, jakby opowiadała o czymś codziennym, zwyczajnym. Zadawała lekarzowi rzeczowe pytania, a potem powtarzała je nam, jakby chodziło o usuwanie pieprzyka ciekłym azotem. To było porażające, bo przecież diagnoza była wyrokiem śmierci. A jednak mówiła o tym tonem, w którym było więcej łagodności niż strachu” – opowiadała.

Dla mnie to było niepojęte. Lekarz powiedział jej otwarcie, że rokowania są bardzo złe, a ona przyjęła to bez łez, bez buntu. Kiedy ja drżałam, jak to przeżyję, ona powtarzała z czułością i troską: „Nie martw się, Gosiu, wszystko będzie dobrze”. I mówiła to tak lekko, że chwilami miałam wrażenie, że to ona opiekuje się nami, a nie my nią – dodała Małgorzata Olejarz, przyjaciółka Kołaczkowskiej.

Odchodziła bez łez

„Rozmawiałyśmy o chorobie spokojnie, bo Asia nie chciała rozpaczy. Staraliśmy się być silni, by nie pokazywać jej naszego bólu i łez. 'Przyjedź do mnie, Gosiu', powiedziała, więc pojechałam i byłam do samego końca. Chodziłyśmy na spacery, żartowałyśmy, wspominałyśmy, gadałyśmy głupoty, robiłyśmy ćwiczenia oddechowe i głosowe, nagrywałyśmy sobie improwizowane słuchowiska. Cieszyła się z tego” – wspomina Olejarz.

Ostatnie tygodnie życia Kołaczkowska spędziła w gronie najbliższych. Jej dom tętnił życiem, odwiedzali ją przyjaciele i rodzina.

W jej odchodzeniu nie było smutku, płaczu ani rozpaczy. Było coś innego: śmiech, ciepło, rozmowy, wygłupy. Jej dom stał się miejscem, w którym nagle zrobiło się gwarno. Ktoś coś gotował, ktoś żartował… I w tym wszystkim Asia – obecna, spokojna, uśmiechnięta.

„Była szczęśliwa, kiedy widziała nas razem – żartujących, gadających głupoty, wspominających dawne czasy. I że nikt się nie spieszy, że kawa stoi na stole, że pachnie rosół, że ktoś coś gotuje, ktoś inny wpada, załatwia, że cały dom tętni obecnością. To było jak powrót do dawnych lat – taki mały akademik pełen życia. Gotowałem Asi m.in. rosoły mocy - tak je nazwaliśmy - czyli długo gotowany rosół, który miał dawać siłę i energię” – opowiadał Jacek Olejarz.

Niezwykła chwila 4 dni przed śmiercią

Siostra Kołaczkowskiej opowiedziała też o niezwykłej chwili, która miała miejsce kilka dni przed śmiercią Joanny. „Na cztery dni przed jej odejściem wydarzyło się coś, czego nie potrafię nazwać inaczej niż spotkaniem na granicy światów” – wyznała, dodając:

Trzymałam ją za rękę, zamknęłam oczy i poprosiłam: „Asia, jeśli chcesz, mów do mnie”. I wtedy w sercu usłyszałam jej głos – spokojny, pewny. Powiedziała, że nic ją nie boli i jest spokojna. A kiedy spytałam, gdzie jest, odpowiedziała: „Stoję przed bramą”. Widziałam tę bramę. Ogromną, ciężką, nowoczesną, zbudowaną z dwóch monumentalnych płyt w kolorze écru. Przez otwarte wrota widać było światło i ludzi, którzy wchodzili tam powoli, w swoim tempie. Powiedziałam jej: „Asia, dalej już nie pójdę, musisz iść sama”. I ona poszła. (...)

Czytaj dalej: